Russell Crowe wciela się w rolę legendarnej postaci znanej pokoleniom jako "Robin Hood", którego przygody utrwaliły się w powszechnej świadomości i pobudziły wyobraźnię tych, którzy podzielają jego ducha przygody i praworządności. W XIII-wiecznej Anglii, Robin i dowodzona przez niego banda rabusiów stawiają czoła korupcji w wiosce i
1) Jeżeli jesteś kusznikiem i bronisz swojego zamku pamiętaj, że najlepszy moment na przerwanie walki i zjedzenie obiadu, nadchodzi wtedy gdy nieprzyjaciel akurat wyłamuje bramę.
2) Zapasy żywności w czasach głodu najlepiej przechowywać w budynku położonym na uboczu, z dala od głównych zabudowań dworu. Ważne jest...
tylko pod koniec kilka scen za bardzo "hollywoodzkich". Ale za sam pomysł fabuły brawo, bo myślałem, że to będzie kolejna próba pokazania historii, którą wszyscy znają na pamięć, a tu proszę - pokazano genezę Robina, niezła niespodzianka!
Wyśmienita parodia tematu robinhoodzkiego. Na Robin Hooda bierzemy starego
siwiejącego dziada bez przeszłości, o którym tyle wiemy, ze jest łucznikiem. Pod koniec
dowiadujemy się jeszcze, że miał ojca murarza, który w wolnych chwilach zajmował się
filozofią i prawami obywatelskimi, taki Martin Luther King...